Stało się! Posylwestrowy detoks alkoholowy przebiegł względnie bezboleśnie, gorzej było pierwszego dnia treningowego..
Nadszedł poniedziałek. W pierwszej kolejności, jak przykładny noworoczny zapaleniec, rzuciłem się na sportowe promki w Lidlu, aby później móc truchtać w nowym chińskim dresiku. Umówiliśmy się z Agustinem na 20'stą (on też zaliczył Lidla), żeby pod osłoną nocy odbyć swój pierwszy "run of shame". Nie było tak źle, jak można się było spodziewać po półrocznej przerwie - myślę że podświadomie zadziałała męska duma. Aby zrozumieć o czym mówię, przytaczam przykładową konwersację w czasie biegu:
- To co, jesteś zmęczony? Kończymy?
- Niee.. ja jeszcze mogę biec, a Ty?
- Ja też nie..
To takie typowe... Oczywiście, że oboje jesteśmy zmęczeni, oczywiście, że oboje wolelibyśmy siedzieć w ciepłym domu... ale biegniemy! :).
Tym samym pierwszy trening, który z założenia miał być delikatny, "na rozbieganie", zakończył się przebiegnięciem 11 km.. przy ok. -5 st. Celsjusza i śniegu na drogach. Delikatność treningu polegała jedynie na odpuszczeniu tempa, zajęło to nam około 1' 20". Nowy chiński dresik obcierał, gile leciały, ręce odmarzały ale jak to mówią - no pain, no gain!
Na drugi dzień oczywiście czuć było ten dystans w nogach, po wymianie sms'ów umówiliśmy się na kolejny dzień.
Środa, drugi trening w 2017 roku. Poniedziałkowy rozbieg jeszcze siedział w nogach, zakwasy osiągnęły swoje apogeum, ale po krótkiej rozgrzewce i pierwszym kilometrze zniknęły jak ręką odjął. Spotkaliśmy się z Agustinem ponownie w umówionym miejscu i przesadziliśmy jeszcze bardziej - 12 km... ból nóg wrócił pod koniec trasy i na ostatnich kilometrach bardziej nimi powłóczyłem niż skocznie biegłem, ale zatrzymać się też nie mogłem bo w końcu było -5 a to powodowało cierpienie.
Na razie jest zapał, to dobrze, ale jeżeli celem jest maraton, musimy usystematyzować nasz trening i opracować jakiś plan działania. Trzeba opracować regularny trening i zgłębić teorię. Dobrze, że wspierają mnie ludzie, którzy zapewnili odpowiednią literaturę (Dzięki, Nika!).
Czas zacząć się rozgrzewać, oblec się w swój już nie tak nowy chińśki dresik i dymać do Agustina, trzeci trening przed nami...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz