Przyznaję bez bicia... mój słomiany zapał wziął górę. Przyznałem to przed samym sobą już jakiś czas temu, jednak oficjalna wersja brzmiała, że kontuzja, że dużo pracy, że zła pogoda, że, że, że...
Biorąc pod uwagę kiedy rozpocząłem pierwsze podejście do celu 42,2 i ile czasu minęło od ostatniego wpisu, wygląda na to że złapałem, lekko mówiąc, drobne opóźnienie. Czas nadrabiać straty!
Jak większość, korzystając z okazji zakończenia już kolejnego roku Pańskiego przedsięwziąłem kilka postanowień.. Nie planowałem, aby pośród tych kilku założeń na 2017 zagościł maraton, ale wyszło jak wyszło. W pijackim widzie, w trakcie imprezy Sylwestrowej podpuszczony przez ekipę w postaci dwóch rzekomych* kibicek i jednego kolegi ze studiów zadeklarowałem to ponownie... Będzie maraton! Poniżej zdjęcie upamiętniające moment złożenia pogrążającej deklaracji potwierdzonej kolejką..
Założenia uległy drobnej modyfikacji:
1. Będę miał kompana! W równie pijackim jak mój widzie, wspomniany kolega (nazwijmy go na potrzeby tego miejsca Agustin) zdeklarował się do współuczestniczenia w tym wyzwaniu i wspólnych treningach. Myślę, że będzie to miało duże znaczenie, bo po pierwsze będziemy się nawzajem dopingować - wszak nie ma nic bardziej motywującego niż zdrowy męski wjazd na ambicje. Po drugie, wspomniane kibicki* to nasze partnerki życiowe, które obiecały wsparcie, ale wspomniały jednocześnie, co zresztą za bardzo mnie nie dziwi, że nie dają dużych szans temu przedsięwzięciu, a to już jest sprawa honorowa!
2. Celem nie jest Maraton Wrocławski, jak się uda to super ale jeśli nie to wystarczy dowolny maraton w 2017 roku.
Jak widać, pojawiły się nowe bodźce oraz motywacje. Zaczynamy już od dzisiaj od przeprowadzenia detoksykacji alkoholowej, a pierwszy trening biegowy od poniedziałku. Skoro słomiany zapał już się wypalił, czas odrodzić się niczym feniks...
Trzymajcie kciuki, bo to już nie jest kwestia tylko mojej dumy, teraz to sprawa męskiego honoru.
* kibicki zostały oznaczone gwiazdką, gdyż mam nieodparte wrażenie, że ich celem jest bardziej szydera ze mnie i Agustina w przypadku porażki, niż kibicowanie w przypadku sukcesu. Mam nadzieję, że się jeszcze zdziwią...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz