Wczorajsza euforia związana z ustanowieniem nowego życiowego celu na najbliższe naście miesięcy zniknęła!
Nadeszła proza życia i walka z samym sobą o wykonywanie kolejnych kroków na drodze realizacji celu. Euforia przegrała najpierw konfrontując się z wstawaniem do pracy wczesnym rankiem, następnie z samą pracą i ostatecznie z innymi zajęciami, które pojawiły się w planach na ten wieczór. Swoje trzy grosze dorzucił też ciężki posiłek zjedzony na obiad. Jestem chodzącą definicją słomianego zapału.
Nadeszła proza życia i walka z samym sobą o wykonywanie kolejnych kroków na drodze realizacji celu. Euforia przegrała najpierw konfrontując się z wstawaniem do pracy wczesnym rankiem, następnie z samą pracą i ostatecznie z innymi zajęciami, które pojawiły się w planach na ten wieczór. Swoje trzy grosze dorzucił też ciężki posiłek zjedzony na obiad. Jestem chodzącą definicją słomianego zapału.
Problem polega na tym, że oprócz słomianego zapału, mam też kilka innych cech charakteru, które są w sprzeczności z tą jedną z grupy niechlubnych. Fakt ten pozwala mi zachowywać optymizm w kwestii realizacji założonego celu.
Na dowód, poniżej wynik walki dobra ze złem toczącej się w mojej głowie.
Pierwszy (może nie siedmiomilowy ale siedmiokilometrowy) krok na długiej drodze.
Dystans: 6,57 km
Czas: 40' 19"
Średnie tempo: 6,08 min/km
Rekordy:
12 minutowy test: 2,11km
1 km: 5' 22"
3 km: 17' 19"
5 km: 29' 49"
Odbyte treningi: 1
Dystans: 6,57 km.
Trening był wczoraj, dziś są zakwasy ale jak to mówią Per aspera ad astra lub wersja modern No pain no gain!
Provespa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz